Vladimir Nabokow.
Dla Hani. Dziękując za cały zatrzymany wspólnie czas.
Hania dzwoni. Jeśli Hania dzwoni, to znak, że albo baaaardzo się stęskniła ;o))), albo to jakaś Niezmiernie Ważna Sprawa. Bo Hania nie lubi gadać przez telefon. W odróżnieniu ode mnie, bo ja z telefonu schodzę zasadniczo tylko wtedy, gdy pracuję.
- Czy Ty kochana masz buty trekingowe? - pyta.
Pytanie jest fundamentalne, bo za dwa dni wybieramy się zatrzymywać wspólnie czas. Norwegia. Język Trolla. Tam się ponoć nie wchodzi ani w szpilkach (jaka szkoda!) ani w tenisówkach. Taki Język Trolla potrafi być nieprzyjazny, mokry, pokryty kamlotami i trzeba się dobrze do niego przygotować.
Droga na Język Trolla oznaczona jest krwisto-czerwonymi literami "T". Kolor czerwony ma ostrzegać: Trolle nie są przewidywalne i bywają okrutnie złośliwe. |
- Oczywiście, że mam! - odpowiadam zgodnie z prawdą. Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że buty trekingowe, które mam na myśli, kupowałam w sklepie ze szpilkami. No wiesz: taki sklep, gdzie są niemal wyłącznie buty na obcasach, a półeczka z męskimi butami jest maciupeńka i wciśnięta w kąt. Te buty trekingowe miały na pudełku duży napis: BUTY MIEJSKIE, TREKINGOPODOBNE. NIEWODOODPORNE. NIE UŻYWAĆ W GÓRACH, NA ŚLISKIM I NA MOKRYM. Kupiłam je kiedyś, bo uznałam, że są boskie.
No tak, ale na Język Trolla to się chyba nie nadadzą...
Chciał, nie chciał, sobotni wieczór musiałam spędzić na zakupach (jakie tam znowu "nie chciał"?! ;o))
Siedzę w Intersporcie. Przymierzam buty trekingowe. Takie na Trolla - za kostkę. Pan cierpliwie donosi kolejną parę. Przymierzam już piątą. Wszystkie są o h y d n e!! Matko, żeby nie były aż tak brzydkie!! - myślę sobie. Pan jakby słyszał moje myśli:
- Najważniejsze, żeby były wygodne - mówi.
Obok mnie siedzi pani, a obok niej jeszcze jedna pani. Wszystkie robią to co ja: przymierzają takie same ohydne buciska. Wreszcie jedna pani nie wytrzymuje i cichutko jęczy. Patrzę w jej stronę.
- Takie brzydkie te buty - pani tłumaczy swoje jęki.
- Prawda? - dodaję z ożywieniem - Człowiek musi wybierać między brzydkimi a bardzo brzydkimi.
Druga pani dołącza się do rozmowy. Na jednej nóżce seksowny sandałek, na drugiej bucisko z goreteksu. Wprawdzie czerwone, ale jednak bucisko.
- Jak sobie pomyślę, że muszę wydać trzy stówy na but, który mi się nie podoba, to.... - tu pani mruczy pod nosem coś, czego nie słyszę. Może i lepiej....;o)
- Nie da się zrobić seksownych trekingowych butów - tłumaczy miły pan.
- Wie pan, co Steve Jobs robił z tymi, którzy mówili mu "nie da się" ??? - pytam.
- No dobrze, da się - mówi szybko pan, jakby wizja tych, których Jobs wywalił z roboty, była mu niemiła - ale takie buty byłyby bardzo drogie.
Dalej rozmowa robi się nudna, bo pan mnie przekonuje, że nie kupiłabym takich butów, a ja pana przekonuję, że z pewnością tak. Każde z nas zostaje przy swoim zdaniu, a ja przekomarzając się z panem dokonuję w międzyczasie wyboru: wybieram najmniej brzydkie buciska, które niestety nie okazują się najtańsze i umykam ze sklepu, bo pan postanowił jeszcze sprzedać mi jaskrawożółty polar (po co robić polar w kolorze, który lubią wszystkie robale świata???) i niebieskie (!) skarpetki do moich nowych butów z seledynowymi wypustkami.
***
Kiedy zadaję pytanie na wykładzie: "Jakim systemem łączącym Państwo pracujecie?", najwięcej rąk podnosi się przy V generacji. V generacja systemów łączących to taka, gdzie mamy jedną buteleczką, ale musimy wcześniej wytrawić szkliwo i zębinę. Też stosujesz V generację?
V generacja powstała po....tak!! po IV! :o)) Dentyści to leniwa nacja i nie chciało nam się stosować najpierw (1) wytrawiacza, potem (2) primera i na końcu (3) adhesivu (bo IV generacja składa się z 3 elementów), więc mili panowie producenci połączyli nam dwa ostatnie składniki w jedną buteleczkę. I tak powstał jeden z najtrudniejszych systemów łączących. Najtrudniejszy, bo bardzo wymagający, nie pozostawiający operatorowi miejsca na błąd, a możesz popełnić ich aż 30 w trakcie trwającej 90 sekund procedury!! Te błędy skutkują marną adhezją i nadwrażliwością pozabiegową.
Jeden ze znanych wykładowców, zapytany przez swojego kolegę:
- Nie masz problemów z nadwrażliwością pozabiegową?
odpowiedział:
-Ja???? Skąd! To moi pacjenci mają problemy!
;o))
Zacznijmy od początku, czyli od trawienia zębiny. Po co to robimy? System łączący łączy się z zębiną za pomocą miniwypustek (jest to połączenie mikromechaniczne!), które wnikają pomiędzy włókna kolagenowe. Żeby te włókna kolagenowe uzyskać, trzeba usunąć część nieorganiczną, która je otacza. Robi to wytrawiacz. W zależności od tego jak długo leży na zębinie, tak głęboko ją wytrawia. Jeśli wytrawiasz zbyt długo, strefa demineralizacji może być tak głęboka, że system łączący nie będzie w stanie jej spenetrować całkowicie. W powstałych w ten sposób pustych przestrzeniach przemieszcza się płyn kanalikowy, powodując nadwrażliwość.
Czas trawienia zębiny nie powinien przekraczać 15 sekund. Według Vaniniego (Vanini "Conservative restoration of anterior teeth") trzeba go wydłużyć do 30-60sek. w przypadku sklerotycznej zębiny i do 90 sek. w przypadku zębów pozbawionych żywej miazgi.
Suszenie. To słaby punkt tej procedury. Już 5-cio sekundowy strumień z dmuchawki powietrznej niszczy strefę włókien kolagenowych. Włókna zapadają się, gdy wyparowuje woda, która je podpierała. Pomiędzy zapadniętę włókna (wyglądają wtedy jak góra makaronu) system łączący nie wnika. Nie ma jak. Zatem nasza adhezja do zębiny, po jej starannym wysuszeniu, wynosi coś około ... 0 MPa. Za to nadwrażliwość pozabiegowa sięga 100%.
Włókien kolagenowych - kluczowych do powstania połączenia z zębiną - nie postawi na nogi ponowne polanie ich wodą. Ani solą fizjologiczną. Ani alkoholem. Jest tylko jedna, jedyna substancja, która może to zrobić. To primer z systemu łączącego IV generacji. Ale zakładam, że tego akurat w gabinecie nie masz.
Zatem zamiast dmuchawki wodno-powietrznej musisz użyć kulki z waty (jeśli masz lupy!, bo wata zostawia kłaczki) lub gąbeczki. Zębina musi pozostać wilgotna. To bezwzględny wymóg dla systemów łączących V generacji. Choć moim zdaniem dość trudny klinicznie do przeprowadzenia. Ale nie niemożliwy. Pracowałam takim systemem kilka lat i miałam jeden tylko przypadek nadwrażliwości.
Wstrząsamy, wstrząsamy! Wiele systemów V generacji ma w składzie wypełniacz. Trzeba porządnie wstrząsnąć buteleczką, żeby wypełniacz rozmieścił się równomiernie w całej objętości roztworu. Inaczej będziesz za trzy tygodnie pracować wyłącznie wypełniaczem ;o)
Aplikacja. System łączący musi mieć czas na penetrację strefy demineralizacji. Ten czas uzależniony jest od użytego rozpuszczalnika (aceton lub etanol). Sprawdź w instrukcji, ile tego czasu mu potrzeba. I dołóż jeszcze 5 sekund. Spójrz na zegarek. 20 sekund to niemiłosiernie długo!! Ale nie skracaj tego czasu! Jeśli położysz bond i natychmiast go naświetlisz to...Już wiesz co. Problem ma Twój pacjent ;o)
Acha! Zakręć butelkę natychmiast po użyciu. Rozpuszczalnik, który jest odpowiedzialny za transport żywicy przez strefę demineralizacji to bardzo lotny związek. Paruje! Aceton szybciej niż etanol. Wiesz, jaki rozpuszczalnik jest w Twoim systemie łączącym?
Jeśli rozpuszczalnik wyparuje - system łączący nie ma już zdolności do penetracji przez zdemineralizowaną zębinę. Zatem jeśli asystentka nałożyła Ci bond na aplikator, a potem poleciała z tym aplikatorem wpuścić listonosza, odebrała telefon i wróciła do Ciebie - możesz ze spokojem wyrzucić ten aplikator. Wartościowego bondu na nim nie ma. Nakładaj bond TUŻ PRZED aplikacją do ubytku.
O konieczności zakręcania butelek z bondem poinformuj WSZYSTKICH lekarzy i WSZYSTKIE asystentki pracujące w gabinecie. Co z tego, że Ty pracowicie zakręcasz butelkę, jeśli stoi ona otwarta przez pół następnej zmiany?
Ufff!!! To oczywiście nie jest kompletna lista błędów popełnianych przy aplikacji systemów łączących V generacji. Ale są to błędy przyczyniające się do powstania nadwrażliwości. Procedura adhezji to krótka procedura. Ale najważniejsza. Nie szukam w niej skrótów. Nie kombinuję. Postępuję zgodnie z protokołem. Pacjent i tak siedzi na fotelu godzinę (bo zwykle tyle potrzebuję do założenia dużego wypełnienia) : co mi przyjdzie z tego, że zastosuję system łączący, który skraca aplikację o 30 sekund?
Język Trolla. Jak tam wchodziłam powiedziano mi, że mam pod sobą 1300 metrów powietrza! Po powrocie do kraju sprawdziłam, że było zaledwie....350m ;o) Bez znaczenia! Wrażenie niezapomniane! |
2 komentarze:
Szanowna Pani Doktor,
Na Pani bloga trafiłam w zeszłym roku i, pewnie jak większość czytelników, przeczytałam wszystkie posty w jeden wieczór. Ale każdy z nich powoli i bardzo uważnie, bo takich perełek nie można po prostu przeklikać do przodu. Wczorajsza sytuacja w gabinecie przypomniała mi post o adhezji (konkretnie miałam w głowie obrazek z włóknami kolagenowymi ;) ). Od razu dodam, że jestem na początku mojej drogi stomatologicznej, stąd przepraszam jeśli odpowiedź na to pytanie powinna być dla mnie oczywista. Do sedna: Po opracowaniu ubytku; rozległa I klasa, trzonowiec, przystąpiłam do wytrawienia. Zębina 15s, szkliwo 30s, pacjentka już zaczynała się krzywić. Starannie wypłukałam wytrawiacz, lekko osuszyłam i zaczęłam aplikować bond (V generacja). W tym momencie pacjentka zaczęła się mocno krzywić, więc nie wtarłam bondu tak starannie jak zwykle, delikatnie rozdmuchałam i zapewniłam pacjentkę że będzie lepiej jak tylko naświetlę bond. Wcale nie było lepiej, co więcej było coraz gorzej.. Umieściłam w ubytku I porcję kompozytu - mezjalnie, szybko naświetliłam. Na tym skończyło się wypełnianie, pacjentka odczuwała bardzo silny ból. Po konsultacji ze starszym lekarzem, do niewypełnionej części ubytku został założony tlenek cynku. Ból po chwili minął. Tyle ile udało mi się wydusić od starszego lekarza - nie powinnam była trawić zębiny i należało założyć podkład (karboksylowy/czy taki jaki jest w szafce). Po raz kolejny wyjaśniłam, że uczono nas, że podkładów się nie powinno zakładać, a o wytrawieniu zębiny nie chciałam już wspominać. Na tym dyskusja się zakończyła. Na dzień dzisiejszy moje przemyślenia - mikroobnażenia miazgi, zbyt długi czas wytrawiania. Być może widząc reakcję pacjentki na wytrawiacz, powinnam od razu założyć na dno glassjonomer i dopiero kompozyt? Bardzo proszę o wyjaśnienie gdzie popełniłam błędy i jakie powinno być właściwe postępowanie. Liczę na Pani odpowiedź, wciąż brak mi Lekarzy-przewodników, do których miałabym zaufanie. Mam nadzieję, że zagląda Pani jeszcze na bloga i zechce odpowiedzieć na post.
Pozdrawiam serdecznie!
Zuzka
Witam serdecznie Pani Doktor i dziękuję za miłe słowa!
Czas trawienia szkliwa i zębiny był prawidłowy. Odpowiedzią tutaj może być rzeczywiście mikroobnażenie miazgi lub też bliski z nią kontakt. Zdarzają się takie reakcje pacjentów, którzy nie są znieczuleni. Niedokładne (za krótkie) wtarcie bondu tylko może pogorszyć sytuację. Niestety nie pomoże tlenek cynku z eugenolem, a w każdym razie nie na długo, gdyż eugenol jest znanym inhibitorem polimeryzcaji żywic kompozytowych. Doraźnie zadziałał przeciwbólowo, ale potem może być problem z kompozytem zakładanym do tego ubytku. Nie jestem zwolennikiem zakładania podkładów choć z drugiej strony, jeśli ktoś ma długoletnie dobre z tym doświadczenia - nie namawiam do zaprzestania ich zakładania :)
Reasumując: procedura od początku była prawidłowa. Przy wystąpieniu dolegliwości rzeczywiście trudno bylo ją zmienić, choć moim zdaniem znieczulenie pacjentki rozwiązałoby problem. Zmieniłabym system łączący jeśli to możliwe, na IV lub VI generację. Jeśli jeszcze mogę w czymś pomóc - proszę pytać :))
Pozdrawiam
Prześlij komentarz